Kosów Lacki

Gmina

Kosów Lacki



Dane:

Powierzchnia: 200,17 km2

Liczba mieszkańców: 6784.

Adres kontaktowy: ul. Kolejowa 2, 08-330 Kosów Lacki,

tel.: 25 787 91 05,

e-mail: Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.




Początki dziejów Kosowa zanurzają się głęboko w odmęty średniowiecza. Ziemia, na której znajduje się Kosów Lacki (dawniej Kossowo), siedziba rodu Kosowskich herbu Ciołek, była od wieków położona na pograniczu Mazowsza i Podlasia. Początki historii miejscowości, jak to zwykle bywa, giną w pomroce dziejów. Wprawdzie niekiedy próbuje się utożsamiać z naszym Kosowem wieś o podobnej nazwie zapisaną w dokumencie Konrada Mazowieckiego z ok. 1230 r., jednak niesłusznie, gdyż chodzi tu o zupełnie inną osadę należącą do dóbr biskupstwa płockiego. Pomijając więc zbędne spekulacje co do ustalenia XIII-wiecznych tropów, wskażmy jedynie, iż wspomniany już ród Kosowskich osiadły tu w pierwszej połowie XV w. niemal nieprzerwanie dziedziczył miejscowość do schyłku wieku XVIII, potem zaś nastąpił czas innego ważnego w dziejach Kosowa rodu – Kuszellów. Spójrzmy jednak chwilowo na pasjonujący a burzliwy okres sprzed pojawienia się Marcina z Ciołkowa, który potem pisał się „z Kosowa, herbu Ciołek”.

Druga połowa XIII wieku i wiek XIV były katastrofalne w skutkach dla tych terenów. Okres ten przyniósł ze sobą niemal całkowite zniszczenie osadnictwa wiejskiego miedzy Bugiem i Liwcem. Były to lata największych, długotrwałych i wyniszczających walk o ziemie pogranicza mazowiecko-jaćwiesko-ruskiego. Najpierw niszczyły je najazdy Jaćwingów i Prusów, następnie Litwinów; trwała rywalizacja o te obszary pomiędzy książętami ruskimi i mazowieckimi. W drugiej połowie XIV wieku docierali tu również Krzyżacy. Około połowy tego wieku przesunięciu uległa dotychczasowa granica Mazowsza z ziemią drohicką, należącą wcześniej do księstwa halicko-włodzimierskiego, pozostającego pod władztwem Romanowiczów. Dotychczas biegła ona wzdłuż rzeczek: Nurca, Mieni i Lizy, a na odcinku po lewej stronie rzeki Bug, najprawdopodobniej rzeczką Cetynią. Od połowy XIV w. została poprowadzona sztucznie przez środek kasztelanii święckiej, której wschodnia część znalazła się w obrębie Wielkiego Księstwa Litewskiego, a na południu, częściowo rzeką Liwcem zaś od okolic Węgrowa i Starejwsi lądem poprzez puszczę maleszewską.

W części ziemi drohickiej przyłączonej do Litwy znalazły się również okolice Kosowa. Odtąd, aż do 1569 r., z krótkimi przerwami, tereny te wchodziły w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego. Unia Polski z Litwą w końcu XIV wieku oraz zaprzestanie wzajemnych walk, stały się czynnikiem sprzyjającym dla zapoczątkowania ponownego zasiedlania tych ziem. W 1390 r. ziemię drohicką dostał jako lenno od króla Władysława Jagiełły książę mazowiecki Janusz I. Osadził on na wschodnim Mazowszu setki rodzin rycerskich z tak zwanego „Starego Mazowsza”, czyli z okolic Płocka, Warszawy, Zakroczymia, Ciechanowa. Jednak w ziemi drohickiej książę Janusz nie zdołał rozwinąć na szerszą skalę prowadzonej przez siebie akcji osadniczej, jaką z powodzeniem zdołał przeprowadzić w sąsiednich ziemiach: łomżyńskiej, wiskiej, nurskiej. Powodem był zbyt krótki okres czasu, w którym władał Podlasiem i niespokojna sytuacja na tych terenach aż do bitwy grunwaldzkiej w 1410 roku. Jeszcze w 1394 roku., a więc cztery lata po nadaniu ziemi drohickiej chrześcijańskiemu władcy – ks. Januszowi, Krzyżacy urządzili łupieską wyprawę w okolice Drohiczyna, podczas której ziemię drohicką, jak pisał kronikarz krzyżacki: „ogniem i mieczem spustoszyli i wielu ludzi pozabijali, a innych uprowadzili w niewolę”. Z pewnością taka sytuacja nie zachęcała do osiedlania się na tym obszarze.

W roku 1417 wielki książę litewski Witold nadał wieś Marcinowi z Ciołkowa – rycerzowi i staroście dóbr biskupich w Pułtusku. Otrzymał on Kosów na prawie feudalnym, co oznaczało, że miał obowiązek stawić się zbrojnie na każdą wyprawie a jego włościanie musieli uczestniczyć w naprawach zamków.

Dzięki fundacji Marcina (lub jego syna Andrzeja) wzniesiony został pierwszy kościół pw. Nawiedzenia NMP i św. Józefa, a w roku 1425 została tu erygowana parafia. Kosowscy pozostając we władaniu miejscowością do XVIII w. byli najważniejszymi i uczynnymi kolatorami.


Warto też wspomnieć, iż w 1530 r. w części Kosowa zwanej „ruską” istniała prawosławna cerkiew pw. Narodzenia NMP, która po unii w 1596 roku została zamieniona na cerkiew unicką. W połowie XVIII wieku jej kolatorem był Wawrzyniec Wojciech Kossowski h. Ciołek (zm. po 1753), miecznik podlaski i wojski drohicki (1717-1752). Jeszcze za czasów tego zasłużonego rodu Kosów otrzymał prawa miejskie, na mocy przywileju Stanisława Augusta Poniatowskiego nadanego w 1778 r. Franciszkowi Marcelemu Kosowskiemu podkomorzemu drohickiemu (choć wzmiankowano o Kosowie jako mieście już w 1723 r.). Wiązało się z tym prawo do jarmarków (19 marca, 15 maja – trzydniowy) i targów (wtorek, piątek). Tenże sam Franciszek Marceli poślubił Ludwikę Kuszell, córkę stolnika podlaskiego Michała. W ten sposób w Kosowie pojawił się kolejny ród, którego obecność byłą brzemienna dla rozwoju miejscowości. Jego przedstawiciele kolejno stawali się właścicielami majątków Niwiski, Nowa Wieś Kosowska, Hulidów (majątek w Kosowie). Administrował tymi dobrami Ignacy Kuszell, potem jego spadkobiercy. Edmundowi Kuszellowi zawdzięczamy stojący do dziś neogotycki kościół parafialny pobudowany (1906-1907) wg projektu Józefa Piusa Dziekońskiego – pierwszego dziekana Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej i założyciela Towarzystwa Opieki nas Zabytkami Przeszłości. Dodatkowym smaczkiem, jest akwarela, którą Dziekoński namalował zaraz po ukończeniu budowy. Jest to jedyny tak dokładny wizerunek pierwotnego kształtu świątyni, która uległa częściowemu zniszczeniu w czasie II wojny światowej. Tenże Edmund wzniósł także w II połowie XIX wieku piękny dworek ulokowany w majątku Kosów Hulidów (obecnie ul. Pańska).

W miejscu obecnego stadionu sportowego stał niegdyś, a mowa tu o wieku XVIII spory dwór, z którego jednak pozostała jedynie narożna kapliczka ze św. Janem Nepomucenem w pozostałościach kamiennego muru.


W wieku XX właściciele stojącego w tym samym miejscu dworu (choć był to już inny budynek i inne zagospodarowanie całego terenu) właścicielami byli państwo Dytlowie. Niemal w przeddzień II wojny światowej odkupił to od nich Feliks Woliński, który wespół z Ludwikiem Andryczem (dziadkiem Niny Andrycz) był właścicielem dobrze prosperującej na „Stajni Lubicz” w Warszawie. Zakup majątku na Podlasiu powodowany był chęcią założenia w nim hodowli. Plany pokrzyżowały działania wojenne a sam dwór spłonął w 1944 r. podpalony przez ustępujących Niemców.

Żydzi. Przez blisko 200 lat swojej historii, do czasów II wojny światowej, Kosów był miasteczkiem, w którym spotykały się dwie kultury: polska i żydowska. Wedle niektórych szacunków były okresy, kiedy Żydzi stanowili nawet ponad 90% ludności. Pierwsze wzmianki o gminie żydowskiej w Kosowie (podległej okręgowi węgrowskiemu) zaistniały oficjalnie w 1755 r., niemniej na pewno nie jest można wiązać tego z dotarciem tu pierwszej grupy starozakonnych. Zwłaszcza, że pojawiające się już trzydzieści lat wcześniej pogłoski o ośrodku miejskim miały zapewne związek z napływem ludności żydowskiej, która nierzadko stanowiła czynnik „miastotwórczy”. Wszak – odmiennie od polskiej ludności katolickiej, która z dawien dawna zajmowała się uprawą roli – Żydzi zajmowali się głównie handlem i przemysłem (w szerokim słowa znaczeniu). Stąd też jeszcze w pierwszych dekadach XX wieku odnajdujemy na kosowskim rynku żydowski wyszynk z małym browarem, krawców, sklepikarzy i poważniejszych handlarzy. Jeszcze w XVIII wieku wzniesiono tu piękną drewnianą bożnicę. Do dziś jednak zachowała się jedynie murowana bożnica z początku XX w. (do niedawna spełniająca funkcję młyna elektrycznego) oraz mykwa, w której obecnie mieści się posterunek policji. Warto też zwrócić uwagę na pozostałości kirkutu, które można zaobserwować jadąc z Sokołowa Podlaskiego po prawej stronie w odległości około 2 km. przed Kosowem. Najjaskrawszym jednak śladem obecności Żydów w Kosowie jest centrum miasta z charakterystyczną gęstą zabudową kamieniczek, do których wchodzi się bezpośrednio z ulicy. Jeszcze niedawno można było na większości z nich zauważyć ślady po mezuzach. Dziś jest to praktycznie niemożliwe. Kosowscy Żydzi zakończyli swój żywot w Treblince w latach 1942-43. Tym samym umarła dwukulturowość miejscowości. Części Żydów udało się wprawdzie zbiec przed likwidacją miejscowego getta, ale były to przypadki jednostkowe.

Kilkanaście macew pochodzących z Kosowa znajduje się w Muzeum Walk i Męczeństwa w Treblince. Zostały odnalezione na tzw. „Czarnej Drodze” łączącej obóz zagłady z obozem pracy. Niemieccy naziści używali nagrobków żydowskich jako materiału budowlanego.


El Greco. Niewątpliwie najważniejszym i najszerzej dyskutowanym wydarzeniem związanym z Kosowem było odkrycie tu w r.1964 pociemniałego i częściowo przemalowanego obrazu, który fascynował od pierwszego wejrzenia, a wyobrażał św. Franciszka w ekstazie. Jego atrybucja przypisująca autorstwo hiszpańskiemu mistrzowi El Greco potwierdzona została po dziesięciu latach podczas konserwacji, kiedy odsłonięto sygnaturę malarza: Domenicos Theotocop…[oulos], tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko. Odkrycie sprawiło, że przez wiele tygodni ta niewielka miejscowość była „języczkiem u wagi” polskiej prasy – od najważniejszych ogólnopolskich dzienników, po periodyki regionalne całego kraju. Samo miasteczko stało się ważnym ośrodkiem i celem specyficznej turystyki, mieszkańcy do dziś mówią o setkach osób. A zaczęło się prozaicznie. Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska, dwie młode historyczki sztuki z Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk wraz z fotografem przybyły do Kosowa Lackiego, przygotowując do publikacji Katalog Zabytków Sztuki w Polsce, którego były autorkami i redaktorkami. Tylko przypadkiem będąc na plebanii (dzięki otwartym drzwiom z kancelarii do mieszkania proboszcza) zwróciły uwagę na obraz wiszący tam na ścianie. Ksiądz nie znał jego pochodzenia. Odkrywczynie po niemal dwóch latach pracy nad obrazem – analizy stylowej i porównawczej, opublikowały artykuł w „Biuletynie Historii Sztuki” p.t. Nieznany obraz w Kosowie z serii franciszkańskiej El Greca, przypisując dzieło samemu mistrzowi. Niestety autorkami tezy były nader młode badaczki, toteż nie doczekały się uznania w środowisku, a i prasa pokpiwała z nich, publikując satyryczne wierszyki. Np. („Przekrój” maj 1967):



W jednej dalekiej krześcijańskiej parafii,

Cud nadzwyczajny właśnie się przytrafił,

Przyuważyły dwie młodziutkie panie

Obraz na ścianie.


Podniosły zaraz naukowy raban,

Dziadek się nie zna bo dziadek jest caban,

Powstała z tego dość grubaśna teka,

Że to EL Greca.


Ruszyły zaraz w tamtą stronę

Specjalisty i inne uczone

I wygłaszały swe opinie cenne,

Każden odmienne.


Jeden, że ręka całkiem nie typowa,

Drugi, że znowu nie najklawsza głowa,

Trzeci, że głowa od bidy obleci –

Całkiem jak dzieci.


Sklęły się dosyć, tyle że uczenie,

Nawet z Giszpanii przyszło zaświadczenie,

Że to L. Greka będzie murowane,

Na niewidziane.


Żyć się już całkiem nie da na plebanii,

Takie ci tłumy walą, moja pani.

Każden udaje, że wstąpił na mleko,

Przez te L. Greko.


Rzucają ludzie swoje interesy,

Jadą Trabanty, jadą Mercedesy,

Widać dopiero jak głęboko sięga

Sztuki potęga.


Dziadek się trzyma, ale mówiąc szczerze,

W końcu się chyba dziadek też wybierze,

Ktoś w końcu stanąć musi przed portretem

Z autorytetem”


Galicka i Sygietyńska pozwoliły sobie wtedy na miła ripostę:


Drogi nasz Ludwiku oraz Jerzy Kernie,

Za to, że Pan sprawę przedstawił tak wiernie

Pozostajemy wdzięczne niesłychanie,

Z pozdrowieniami – dwie młodziutkie panie.



Z drugiej strony zamieszczano także artykuły, w których starano się wyjaśnić, jak obraz ten mógł się znaleźć na plebanii w niewielkiej podlaskiej miejscowości. Przedstawiano różne wersje proweniencji obrazu, inspirowane wypowiedziami jego rzekomych pierwotnych właścicieli lub ich potomków. Sięgano do legendy napoleońskiego szwoleżera, który miał przywieźć obraz z Hiszpanii. Puszczano wodze wyobraźni. Podkreślano zarazem, iż kosowski obraz jest jednym z wielu ujęć św. Franciszka, jakie wyszły spod ręki El Greca. Największe autorytety w dziedzinie historii sztuki wyrażały swój sceptycyzm w stosunku do autorstwa. Spekulacje ucięły wyniki zabiegów konserwatorskich. Od 2003 roku obraz jest eksponowany w siedleckim Muzeum Diecezjalnym.

Treblinka. „Treblinka, to brzmi ładnie, myśli sobie tego ranka Aaron Eisenstein. Brzmi jak imię ślicznej dziewczyny. W tym słowie słuchać muzykę. No, pożyjemy zobaczymy” – rozmyślał skromnie żyjący Żyd z Kalischken w opowiadaniu Arno Surminskiego. Snuł te myśli na chwilę przed wejściem do pociągu, będąc przekonanym, iż jedzie wybrać dom w którym zamieszka ze swoją rodziną. Literacka postać Eisentsteina nie była odosobniona. Często bowiem było tak, że jadący do obozu zagłady – czy to będzie Treblinka, Oświęcim, Bełżec, czy Sobibor – nie zdawali sobie sprawy z dramatu swojej sytuacji. Może chciano w ten sposób wyprzeć zbliżającą się traumę, a może to efekt tego, że niewiele się o faktycznej działalności obozów mówiło, bo raczej nie zdarzali się naoczni świadkowie. Początki, jak to zwykle bywa – były prozaiczne. W trójkącie niewielkich wiosek: Wólki Okrąglik, Poniatowa i Maliszewy znajdowała się żwirownia Mariana Łopuszyńskiego. Oddalona była o 6 km od stacji kolejowej w Treblince, a że złoża kruszcu były obfite przedsiębiorczy właściciel zadbał, aby doprowadzić do niej tory kolejowe dochodzące do głównej linii Sokołów Podlaski-Małkinia. Okupacyjne władze niemieckie zwróciły na to miejsce szczególną uwagę w czasie planowania napaści na Związek Radziecki. Wtedy właśnie wybudowano betonową drogę łączącą Treblinkę z Kosowem Lackim czerpiąc materiał z tej żwirowni. Ernst Gramss natomiast – starosta powiatowy rezydujący w Sokołowie Podlaskim – zawiązał spółkę zajmującą się produkcją betoniarską również opartą na surowcu pozyskiwanym z Treblinki. Po napaści na Związek Radziecki pojawiły się problemy z pozyskiwaniem taniej siły roboczej, toteż Gramss postanowił utworzyć karny obóz pracy „celem zwalczania szkodliwego dla narodu zachowania się jednostek”. Zsyłany miał tam być „oportunistyczny element” z powiatu sokołowsko-węgrowskiego lekceważący rozporządzenia okupanta. Komendantem został Theo von Eupen a sam obóz nazwano początkowo „Arbeitserziehungslager”, czyli „Wychowawczy Obóz Pracy”, potem zaś nadano mu już oficjalną nazwę „Der SS – und Polizeiführer im Distrikt Warschau Arbeitslager Treblinka”. Obóz istniał oficjalnie od 15 XI 1941 r. do 23 VII 1944 r. i w odróżnieniu od obozu zagłady Żydów nosił nazwę Treblinka I.


Historia obozu Treblinka II zaczyna się w pod Berlinem w miejscowości Wannsee 20 I 1942 r. Wtedy to pod przewodnictwem Reinharda Heydricha, jednego z wyższych rangą funkcjonariuszy SS, odbyła się konferencja, na której ustalono zasady „ostatecznego rozwiązania”, czyli systematycznej zagłady ludności żydowskiej. Jej przeprowadzenie w generalnej guberni powierzono Odilo Globocnikowi, dowódcy SS i policji dystryktu lubelskiego. W ramach „Akcji Reinhardt” utworzono obozy masowej zagłady w Bełżcu, Sobiborze i Treblince a nadzór nad nimi objął Christian Wirth.

Obóz powstał w lipcu 1942 r. a wybudowany został przez więźniów sąsiedniego obozu pracy i przymusowych robotników z okolicy. Materiał do budowy zwożono z Warszawy, Sokołowa Podlaskiego i Kosowa Lackiego. Zmuszano też do tego okoliczne gminy żydowskie. Drutem kolczastym o wysokości 2,5 m. otoczono 17 ha gruntów leżących około pół kilometra od torów kolejowych i szosy. Do istniejącego już torowiska prowadzącego do żwirowni dobudowano nieduży boczny tor zakończony rampą rozładunkową. Oficjalnie nazywano go „SS-Sonderkomando Treblinka”, potocznie zaś – Treblinka II. Pierwszym komendantem był na początku doktor medycyny Irmfried Eberl, od sierpnia 1942 Frany Stangl a od sierpnia 1943 do listopada tego roku (całkowitej likwidacji obozu) – Kurt Franz zwany „lalką”. W sierpniu 1943 r. wybuchł bunt więźniów. Część z nich zdołała dostać się do zbrojowni, skąd wyniesiono broń (kilkadziesiąt karabinów, amunicję i granaty). Wymiana ognia ogarnęła wkrótce cały obóz. W trakcie powstania zginęło około 25 Niemców i 66 ukraińskich strażników oraz około 800 Żydów. Spalono większość pomieszczeń obozowych. Około 200 więźniom udało się uciec z płonącej Treblinki, jednak większość z nich poległa niemieckich żołnierzy, którzy ruszyli w pościg. Jeden z uciekinierów, Samuel Willenberg opisał po wojnie te zdarzenia w książce wspomnieniowej Bunt w Treblince.

Mimo trwającej dzień w dzień zagłady, komór gazowych, pieców krematoryjnych (starsi mieszkańcy okolicznych miejscowości do dziś mówią o niewyobrażalnym smrodzie dymu), które pochłonęły około 900 000 istnień żydowskich, obsługa obozu miała na jego terenie rozmaite wygody i rozrywki – m.in. niewielkie ZOO. Franz, ostatni komendant, album ze zdjęciami z miejsca swojej „pracy” nazwał Piękne czasy.

Na koniec warto dodać, iż mimo okrutnych restrykcji i kar jakie groziły za ukrywanie Żydów, w okolicy Treblinki (szczególnie traumatycznego sąsiedztwa) znalazło się wiele osób które takiej pomocy udzielały. Rodzina Jana Górala mieszkająca na skraju Kosowa, ukrywała grupę 12 Żydów.

Obecnie na terenie dawnego niemieckiego obozu zagłady Treblinka II mieści się Muzeum Walki i Męczeństwa, kierowane przez dr. Edwarda Kopówkę. W niewielkim gmachu można zobaczyć przestronną makietę obu obozów, zdjęcia archiwalne i szereg ilustrujących te okrutne czasy tablic, które odpowiednio przygotowują do wejścia na miejsce dawnej kaźni Żydów. Dodatkowym walorem Muzeum jest ekspozycja malarstwa Wolfganga Hergetha skupiona na postaci i tragicznej śmierci Janusza Korczaka.

Zabytki. Na terenie gminy istnieją pozostałości po niewielkich, ale charakterystycznych dla regionu zespołach ogrodowo dworkowych jak, np. Dębe Nowe (dwór murowany Feliksa Chróścickiego z 1903 r.), Tosie (dwór z początku XX w.), Nowa Wieś (drewniany dwór z 1 poł. XIX w.) choć niektóre są już niemal zrujnowane. Zobaczyć można także stary młyn wodny w Jakubikach oraz licznie reprezentowane w regionie dawne kapliczki i krzyże przydrożne, które pełniły w przeszłości różne funkcje: jedna z kapliczek w Wólce Okrąglik wskazuje miejsce dawnego cmentarza cholerycznego. Warto też zwrócić uwagę na krzyż w Olszewie przy drodze Kosów Lacki-Sterdyń; jego podstaw wymurowana jest z kamieni w kształcie okazałej półkuli, na której osadzony jest drewniany krzyż z metalową tabliczką podającą rok 1875. Ma on zapewne upamiętniać wydarzenia związane prześladowaniem Unitów.

Ciekawostką związaną z miejscowością jest też fakt, iż to właśnie w Kosowie mieszkał najdłużej żyjący weteran powstania styczniowego 1863 r. – ppor. Feliks Bartczuk ps. „Piast” (1846-1946). Był on człowiekiem godnym naśladowania i stawiania za wzór nawet w okresie II wojny światowej. Mimo sędziwego wieku nie stracił odwagi ani ducha patriotyzmu, popadł wręcz w obsesję na tle swego powstańczego umundurowania. Chodził w nim domu i po ulicach okupowanego miasteczka, mówiąc: „Niech ludzie widzą, że idzie polski oficer. Może podtrzyma to ich na duchu, bo Najjaśniejsza Rzeczpospolita Polska musi odzyskać niepodległość”. Nie nosił jedynie czapki, gdyż obawiał się, że jakiś Niemiec zrzuci mu ją z głowy i sprofanuje orła. Niemcy jednak nie zabronili mu nosić powstańczego umundurowania. On sam zaś wiedział, że dla Polaków stanowi żywy symbol ciągłości istnienia Polski.

Przez teren gminy przebiega jedna ze ścieżek przyrodniczych Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego: „Huta Gruszczyno-Treblinka”.


Opracował A. Ziontek